mnie tu przywiezc i …
- I pomyslałas sobie, ¿e poniewa¿ stoje ju¿ jedna noga w grobie, mo¿esz tu przyjsc i puszczac mi dym w oczy. - Patrzył na nia z pogarda, a Marle nagle przeszedł lodowaty dreszcz. Przypomniała sobie, ¿e w przeszłosci ten człowiek nieraz patrzył na nia tak pogardliwie. - Nigdy nie zrozumiesz, co? - sapnał z furia. - Nie jestes moja córka. - Ale... - zaczeła Marla i urwała nagle. Zbladła gwałtownie, zadr¿ała. Kurczowo chwyciła za porecz łó¿ka. Otworzyła szeroko oczy, jakby nagle doswiadczyła objawienia. - O, mój Bo¿e... - Zabieraj sie stad, Kylie - wyszeptał z trudem Conrad, patrzac na nia z nienawiscia, wyolbrzymiona jeszcze przez powiekszajace szkła okularów. Grymas gniewu wykrzywił jego twarz. -I nigdy nie wracaj. Nie dostaniesz ode mnie ani 318 centa, rozumiesz? - Z trudem siegnał do guzika intercomu. - Wynos sie stad. No, ju¿! Marla cofneła sie, przera¿ona. Na korytarzu rozległy sie szybkie kroki i do pokoju wpadła postawna pielegniarka o surowym wyrazie twarzy. - Pan Amhurst wzywał pielegniarke - wyjasniła, podchodzac do łó¿ka. - ¯yczy pan sobie czegos, panie Amhurst? - Tak - syknał Conrad z taka nienawiscia, ¿e a¿ troche piany wystapiło mu na blade usta. - Prosze zabrac stad tych ludzi i nigdy ju¿ ich tu nie wpuszczac. - Ale¿... to przecie¿ panska córka - powiedziała pielegniarka spokojnie, próbujac uspokoic pacjenta. - Te¿ cos! To nie jest moja córka, obojetnie co ta dziwka, jej matka, wygaduje. - Panie Amhurst! - wykrzykneła pielegniarka z udawanym zgorszeniem, choc, jak domyslił sie Nick, była pewnie przyzwyczajona do napadów złosci i jezyka starego. Spojrzała na Marle, jakby chciała powiedziec, ¿e jej ojciec nie jest w pełni władz umysłowych. - Zabieraj ich stad i to szybko - rozkazał. Pielegniarka wyprowadziła ich z pokoju i zamkneła za soba drzwi. - To morfina - powiedziała. - Czasami jest zupełnie przytomny, a czasami... có¿, traci kontakt z rzeczywistoscia. Prosze zrozumiec, to bardzo cie¿ko chory człowiek. - Czy mój ma¿ był tutaj? - spytała Marla, starajac sie nie myslec o reakcji Conrada. Zachowywał sie tak, jakby jej nienawidził. - Alex Cahill, wstapił tu mo¿e niedawno... z kims jeszcze? - Nie w czasie mojej zmiany, ale prosze zapytac w recepcji. Mo¿e ktos go zapamietał. W zasadzie goscie powinni wpisywac sie do ksia¿ki, ale niewiele osób sie do tego stosuje. 319 - My te¿ tego nie zrobilismy - powiedział Nick. Rozległ sie dzwiek dzwonka i nad drzwiami pokoju Conrada Amhursta znowu zapaliło sie swiatełko. - Widze, ¿e to jeden z tych jego dni. - Pielegniarka przeprosiła ich, odwróciwszy sie na piecie, wróciła do pokoju