Albo że jej mąż przejawia niezdrowe zainteresowanie którąś z
dziewczynek. Przez całą noc Sylwia zastanawiała się nad wyznaniem Imogen, a także nad tym, co ona sama słyszała i czego w pewnym stopniu była świadkiem w ciągu ostatnich miesięcy. Same nieprzyjemności... same oskarżenia miotane z obu stron niczym piłki tenisowe. Przypomniała sobie, jak na wiosnę wybrała się z Matthew na drinka do „Flaszki". Tak strasznie martwił się sprawą mango i w ogóle postawą dziewczynek, poza tym nie rozumiał, czemu Karo ukryła przed nim, że przechodziła depresję. Cały czas jednak mówił o żonie z czułością i troską, Sylwia zaś zapewniła go na koniec, że wierzy w jego wersję. Wtedy naprawdę mu wierzyła. A teraz? Lubiła Matthew. Wciąż go lubiła i to bardzo. Ale przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto lubi tych, co molestują dzieci... Przestań! To paskudna, odrażająca myśl, ale i oskarżenie jest straszne. Coś trzeba z tym zrobić. W czwartek rano wstała bardzo wcześnie - bez wielkiego poświęcenia, bo i tak nie była w stanie uleżeć, a cóż dopiero spać - i w godzinie największego ruchu przebiła się przez miasto, żeby znaleźć się pod biurem Matthew przed jego przybyciem. Wypatrzyła, jak skręca na Bedford Square i zanim zdążył ją zauważyć, wyszła mu na spotkanie. - Sylwia? - zdziwił się, a potem nagle przestraszył. - Co się stało? - Nic... Przynajmniej nie w sensie wypadku czy choroby. Matthew zerknął na zegarek, zobaczył, że jeszcze nie ma ósmej piętnaście. - Jak długo tu jesteś? - Parę minut. Znaleźli miejsce do zaparkowania i skręcili w Tottenham Court Road. W pobliskiej kafejce kilka osób jadło kanapki z bekonem albo po prostu paliło papierosy przy filiżance kawy lub herbaty. - Dla mnie tylko kawa - powiedziała Sylwia, siadając przy stoliku w rogu. - Mam nadzieję, że nie przeszkodziłam ci w jakimś ważnym spotkaniu? - spytała, kiedy przyłączył się do niej, złożywszy zamówienie przy barze. Matthew zaprzeczył ruchem głowy. - Spotkania przy śniadaniu są dla grubych ryb. - Co za niecywilizowane obyczaje! Nigdy dotąd nie widział jej tak zdenerwowanej. - Sylwio, proszę... O co tu chodzi? - No dobrze. Zmiana na jego twarzy, kiedy się dowiedział, naprawdę przeraziła Sylwię. Przez chwilę wyglądał, jakby mu nagle przybyło ze trzydzieści lat. Poszarzał na twarzy i sprawiał wrażenie ciężko chorego. Był zbyt oszołomiony, by jakoś zareagować. - Nie mówiłam jeszcze Karo - dodała cicho. Kręcił w milczeniu głową. - Dobrze się czujesz? - spytała. - A jak sądzisz?