- Przepraszam cię - powiedział. - Przepraszam, że
zostawiłem cię z tym wszystkim samą. - W porządku - odparła tak spokojnie, że gdyby na własne oczy nie zobaczył jej łez, nigdy by nie uwierzył, że przed chwilą płakała. - Cieszę się, że przyjechałeś na badanie. - Przeżyłem szok, kiedy mi powiedziałaś o ciąży - przyznał. - Przepraszam, że zachowałem się jak idiota, ale dopiero dzisiaj zdałem sobie sprawę, jaki ze mnie szczęściarz, że mam ciebie, Danny'ego i to dziecko. Tym razem się nie odezwała. Była bardzo blada, miała podkrążone oczy i wyglądała mizernie. Była cieniem tamtej kobiety, którą kilka miesięcy temu po raz pierwszy zobaczył w Londynie. I to wszystko przez niego! To była jego wina! Jego i niczyja więcej. A przecież chciał dobrze. Nawet się z nią ożenił, byleby tylko zapewnić godne życie synowi swego zmarłego brata... I nagle go oświeciło. Wcale nie chodziło mu o Danny'ego. Od początku zależało mu na Carrie! Zapragnął jej, gdy tylko ją zobaczył, wcielenie seksu na długich do nieba nogach. Ale potem, z każdym kolejnym spotkaniem pragnienie coraz mniej się liczyło, aż wreszcie zdał sobie sprawę, że wcale nie chodzi o seks. Carrie była absolutnie wyjątkowa. Wszystko, co R S robiła, co czuła, było pełne autentycznej pasji. To dzięki niej zrozumiał, jak bardzo kocha Danny'ego i że zrobi dla niego wszystko, co możliwe, a nawet jeszcze więcej. Tak jak ona. Poświęciła swoje życie dla tego dziecka i harowała jak wół, żeby zarobić na jego utrzymanie. I jeszcze znajdowała czas i siły, żeby się tym dzieckiem opiekować, bawić się z nim, żeby mu stworzyć dom. Tak więc wszystko, co Nikos robił, każda podjęta przez niego decyzja, było podyktowane pragnieniem, by mieć tę kobietę przy sobie już na zawsze i wyłącznie dla siebie. Jak zwykle postawił na swoim. Carrie została jego żoną i wkrótce urodzi jego dziecko. Ale nie jest szczęśliwa i Nikos także poczuł się nieszczęśliwy. Z początku nie wiedział dlaczego, ale prędko zrozumiał. Kochał Carrie! Zakochał się w niej bez pamięci i nie potrafił nic na to poradzić. Patrzył na nią całkiem oniemiały. Zauważył, jak spod ciemnych okularów stoczyła się wielka łza. - Nie płacz, moje kochanie - wyszeptał, zdejmując jej okulary. - Błagam cię, tylko nie płacz. - Przepraszam - powiedziała. - Nie powinnam, ale... - To ja przepraszam ciebie - zawołał, obsypując ją pocałunkami. - To przeze mnie jesteś nieszczęśliwa.