Na chwilę rozluźnił uścisk.

  • Miłogost

Na chwilę rozluźnił uścisk.

08 March 2021 by Miłogost

Wciągnęła powietrze. Rzucił się znów na nią. Trzymał oba końce krawata, zaciskał coraz mocniej. Musi walczyć, musi... Pociemniało jej w oczach. Światło znikało, uchodziło z niej życie. Coś wielkiego i mokrego zwaliło się na koję. Uścisk na szyi natychmiast zelżał. Znów zaczerpnęła powietrza, zakrztusiła się. Jakaś kotłowanina, tuż koło niej. Kaszląc, przycisnęła 361 się do burty. Nie miała świadomości tego, co się obok niej dzieje. Czuła tylko miotające się dziko ciała i kołysanie łodzi na sztormowej fali. Latham zaczął się oddalać. Odciągał go krawat zamotany na szyi. Kelsey widziała wytrzeszczone oczy mężczyzny, gdy cofał się w kierunku zejściówki. Doczołgała się do krawędzi koi i wstała, przytrzymując się burty. Wtedy zobaczyła Dane'a. To Dane zaatakował Lathama. Nadal walczyli, lecz teraz Dane trzymał końce krawata. Odciągał przeciwnika od niej, ten zaś próbował włożyć palce pomiędzy szyję a duszący go krawat, rozluźnić go. Musiało mu się udać, gdyż nagle rzucił się do schodków. Dane za nim. Kelsey ruszyła chwiejnie, powoli wydostała się na pokład. Byli tam. Dane znów dławił krawatem szyję Lathama. Wtedy uderzyła ogromna fala, obaj zatoczyli się i wypadli za burtę. Krzyk Kelsey zagłuszył potężny grzmot, który rozległ się niemal natychmiast po tym, gdy błyskawica rozjaśniła niebo. Dopadła do burty, spojrzała na ciemną powierzchnię morza. - Dane! Huk wiatru sprawiał, że sama nie słyszała swego głosu. Spod wody wynurzyła się czyjaś głowa, wyciągnęła się ręka... Dane'a? Czy Lathama? Wychyliła się bez namysłu. Silna dłoń chwyciła ją za rękę. Kelsey pociągnęła. 362 Wyłonił się tułów. Dwie ręce chwyciły krawędź burty. Dane Whitelaw przetoczył się przez rełing. Oboje upadli na pokład. ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Zwłoki Andy'ego Lathama morze wyrzuciło na brzeg trzy dni później. Kelsey przeleżała w szpitalu dobę. Przyjaciele znów spotkali się w ,,Sea Shanty", tym razem jednak z okazji jej szczęśliwego ocalenia.

Posted in: Bez kategorii Tagged: makijaż japonka, fffffffffff, film z alicja bachleda curus,

Najczęściej czytane:

muszce czy grożeniu mu bronią. Ale jeśli byłoby więcej niż dwóch...

Nie była głupia i nie miała skłonności samobójczych, no i z pewnością nie narażałaby życia Briana. Mogą minąć kolejne lata, zanim znów będzie miała szansę spotkać Diaza, ale było to zdecydowanie lepsze ... [Read more...]

poza tym pracował jako konsultant policji El Paso, biura szeryfa i

kilku prywatnych firm ochroniarskich. Milla prawie się rozpłakała, an43 ... [Read more...]

91

Odwinął gumę z papierka, zwinął ją w kulkę i włożył do ust. - Lekarze się dziwią, że on jeszcze żyje. Ich zdaniem już dawno powinien umrzeć. Trzeba przyznać, że jest cholernie mocny. Jeszcze żyje. Nie jest bardzo poparzony, ale ma poważne obrażenia wewnętrzne. Stracił cholernie dużo krwi. Runęło na niego drzewo. Powiedziałbym, że ma szczęście, że to przeżył, ale... - Nie wygląda na to, żeby miał szczęście. - Cassidy w końcu udało się coś z siebie wydusić, ale jej głos brzmiał obco i dziwnie, jakby mówiła zza szyby. T. John spojrzał na nią z uwagą. - Może chce pani usiąść? Nie protestując, opadła na krzesło w małej poczekalni, gdzie siedzieli i dreptali inni zatroskani ludzie, pewnie przyjaciele i rodziny pacjentów z oddziału intensywnej terapii. Byli bladzi, na twarzach mieli zmarszczki, w dłoniach gnietli chusteczki i czekali na informacje o stanie zdrowia tych, których kochają i którzy walczą o życie. Jak Brig. Ale ten mężczyzna to na pewno nie Brig! - Przyniosę pani wody. A może kawy? - Nie. - Nie chciała od niego niczego. Przypomniała sobie, że nie powinna mu ufać. T. John Wilson był jej wrogiem. Przynajmniej na razie. - Zaraz mi przejdzie. - Na pewno? - Tak. Czekał, opierając się o framugę. Założył ręce na piersiach, skrzyżował nogi. Cassidy usiłowała się pozbierać. Starała się ujarzmić wybujałą wyobraźnię. Jeżeli to naprawdę Brig, to co robił w tartaku? Dlaczego spotkał się z Chase’em? Od kiedy Chase wiedział, że Brig żyje? Od niedawna, czy okłamywał ją od miesięcy, a może nawet od lat? Może nawet od czasu pierwszego pożaru, od którego upłynęła cała wieczność. Miała wrażenie, że ziemia wiruje jej pod stopami. Czy kiedy Chase umawiał się z nią po raz pierwszy, wiedział, że jego brat żyje i już wtedy zataił prawdę? Zaczęło ją mdlić. Przełknęła dwa razy ślinę i w końcu stanęła niepewnie na nogach. - Na pewno nic pani nie jest? Jest! Już nigdy nie będę taka sama... O Boże... - Nic - skłamała z przekonaniem w głosie. - Chyba... chyba odwiedzę męża. T. John wpatrywał się w nią tak uporczywie, że miała ochotę zapaść się pod ziemię. - Myślałem, że są państwo w separacji? Tamtej nocy chyba poważnie się pokłóciliście? - Już panu tłumaczyłam... Wyciągnął rękę. - Ja tylko przypominam, że tej nocy, kiedy omal nie został zabity, pokłócili się państwo, a pani zasugerowała rozwód, zgadza się? Cassidy westchnęła i pokiwała głową. Starała się być wobec Wilsona na tyle szczera, na ile mogła. - A potem on wyszedł w pośpiechu. Był zdenerwowany. A pani? Co pani zrobiła? Została w domu i pracowała nad artykułem? - Tak. Rzecz jasna, że jej nie uwierzył. - Mam nadzieję, że pani mnie nie okłamuje, pani McKenzie, bo ja nie lubię, jak się mnie okłamuje. - Ja też nie. I nie lubię, gdy się mnie podejrzewa, że utrudniam dochodzenie. Nie poszłam za mężem do tartaku, jeżeli to pan chciał zasugerować. - Tartak jest ubezpieczony na ogromną sumę. Cassidy przyjrzała się mężczyźnie. - Nie zależy mi na pieniądzach. - Och, to na pewno. Jest pani jedną z niewielu kobiet na świecie, która ma ich pod dostatkiem. I mimo że chciała pani rozwodu... - Nie chciałam. Czułam, że... nie mam wyboru. - A teraz czuje się pani w obowiązku tkwić przy jego łóżku i trzymać go za rękę? - Wilson nie starał się ukryć niedowierzania. - Chcę. Drżała mu lekko dolna warga. Zmrużył oczy i w skupieniu żuł gumę. Wydawało się, że nic nie umknie jego uwagi. Mimo że zachowywał się, jakby mu się nie śpieszyło i jakby wszystko było mu obojętne, był czujny. Nie, na pewno nie można mu ufać. - Jestem żoną Chase’a. - Tak, wiem. - On mnie teraz potrzebuje. - Z tego, co słyszałem, pani mąż nigdy nikogo nie potrzebował. Zamurowało ją, ale nie mogła dać się ponieść emocjom. - Nie zna go pan. 92 - Ale poznam, droga pani - zapewnił ją, odwracając się do windy. - Zanim to wszystko się skończy, mam zamiar go dobrze poznać. Niech pan na to nie liczy. Nikt naprawdę nie poznał Chase’a McKenziego. Może mi pan wierzyć. Ja próbowałam. W pokoju było jeszcze więcej kwiatów. Między plastykowymi meblami, umywalką i łóżkiem stały ogromne kosze róż, goździków, tulipanów, w których utonęła szpitalna sala na czwartym piętrze. Spod sufitu zwisały balony na wstążkach. Ale mimo mnogości kolorów i życzeń od przyjaciół i pracowników firmy Buchanana, Chase wyglądał tak samo. Leżał bez ruchu. Cassidy usiadła przy nim i wzięła go za rękę przez metalowe pręty łóżka. - Oni mówią, że nie chcesz współpracować - powiedziała łagodnie. Żadnej odpowiedzi. - Są zdania, że jesteś przytomny, tylko nie chcesz mówić. Jedno oko nieruchomo wpatrywało się w sufit. Odrzuca ją. Znowu. Jak przez te wszystkie lata. - Miałam nadzieję, że poprawi ci się na tyle, że będziesz mógł wrócić do domu. Nic. Nie poddawała się. Spróbowała inaczej. - Mama i tata mają przylecieć dziś po południu. Bardzo chcą cię zobaczyć. Jutro odwiedzi cię też twoja matka. Załatwiłam, żeby jej pielęgniarka... Oko mrugnęło, a potem znowu spojrzało w sufit. - Brenda, pamiętasz ją, jest nową prywatną pielęgniarką twojej mamy. Zatrudnili ją w szpitalu kilka miesięcy temu. Brenda mówi, że twoja matka jest bardzo niespokojna od wypadku... Była bardziej niż niespokojna. Brenda przyznała, że kiedy Sunny usłyszała o pożarze w tartaku i obrażeniach syna, dostała histerii. Wrzeszczała i rzucała się, rozbiła kilka naczyń i chciała, żeby ją wypuścić, a potem płakała za synem. Co gorsza, przewidziała ten pożar. Jej psychiatra, doktor Kemp, łysiejący mężczyzna, który związywał przerzedzone włosy w koński ogon i nosił trzydniowy siwy zarost, był zaniepokojony i musiał Sunny uspokajać. Zajmował się nią od lat, próbował wyleczyć ją z chorobliwej nadwrażliwości, która była przyczyną ciągłych lęków, ale nie na wiele się to zdało. - Sunny ma wizje coraz częściej. Cały czas powtarza, że to musiało się stać. - Cassidy zdjęła ręce z pościeli i wzięła do ręki torebkę. Czuła się niezręcznie, kiedy mówiła o swojej teściowej. Szanowała ją, ale jej nie ufała. - Przywiozę ją jutro po południu i... - Nie! - Jego głos był chrapliwy i ledwie słyszalny, ale zaciekły i zawzięty. Cassidy podskoczyła i upuściła torebkę. Klucze i portfel wypadły na kaflową podłogę. Więc jednak słyszał. Tylko udawał. Poczuła ulgę i złość. Podniosła torebkę i pozbierała rzeczy. Wyciągnęła rękę przez pręty me-talowego łóżka, żeby dotknąć palców, które wystawały z bandaża. - Jednak mnie słyszysz! Cisza. Upiorna, martwa cisza. - Sunny bardzo chce cię zobaczyć, dotknąć cię i upewnić się, że wszystko w porządku... - Powiedziałem - nie! - Głos był przytłumiony i rwał się, bo Chase’owi przeszkadzała złamana szczęka i druty. - Na miłość boską, Chase, to twoja matka! Martwi się o ciebie śmiertelnie i chociaż czasami nie jest w stanie oddzielić rzeczywistości od fantazji, musi cię zobaczyć na własne oczy, musi się przekonać, że z tego wyjdziesz! - Ale nie teraz! Ta jego cholerna duma. Jednak Cassidy podejrzewała, że chodzi o coś więcej. Chase czuł się winny wobec matki, że zmusił ją, żeby wyprowadziła się ze starego baraku przy strumyku, z domu, który kochała. Dla jej dobra. W każdym razie tak twierdził. Którejś nocy, niedługo po tym, jak się pobrali, Chase znalazł matkę nieprzytomną w małej wannie. Z pociętych nadgarstków płynęła krew, tworząc w rdzawego koloru wodzie czerwone smugi. Chase zadzwonił na pogotowie. Kiedy przyjechała karetka, Sunny była nieprzytomna. Od tamtego czasu Sunny McKenzie przebywała w prywatnej klinice, ogromnym domu, po którym piął się bluszcz. W szpitalu pracował doborowy zespół lekarzy. Co tydzień donosili, że stan Sunny - od początku niezbyt stabilny - raczej nie rokuje nadziei na poprawę. Przestała zadawać sobie ból, jednak istniała obawa, że znowu stanie się niebezpieczna. Dla samej siebie i dla innych. Chase niechętnie zgodził się zostawić matkę w szpitalu. Podpisywał dokumenty z zamglonymi oczami. Potem zbiegł szybko szerokimi schodami kliniki. Chwycił Cassidy za rękę i pobiegł na oślep przez malowniczy ogród, między pięknymi stawami. Odezwał się dopiero, gdy znaleźli się na parkingu. - Znienawidzi to miejsce - powiedział przygnębiony. Zręcznie wślizgnął się za kierownicę swojego porsche i włożył kluczyki do stacyjki. - Dlaczego nie możemy jej zabrać do domu? - Kiedy Cassidy po raz pierwszy odwiedziła Sunny po śmierci Angie, była śmiertelnie przerażona. Zlekceważyła jej przepowiednię, ale po latach nauczyła się, że Sunny McKenzie trzeba szanować. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 centrum.radom.pl

WordPress Theme by ThemeTaste