Na chwilę rozluźnił uścisk.

  • Miłogost

Na chwilę rozluźnił uścisk.

15 August 2022 by Miłogost

Wciągnęła powietrze. Rzucił się znów na nią. Trzymał oba końce krawata, zaciskał coraz mocniej. Musi walczyć, musi... Pociemniało jej w oczach. Światło znikało, uchodziło z niej życie. Coś wielkiego i mokrego zwaliło się na koję. Uścisk na szyi natychmiast zelżał. Znów zaczerpnęła powietrza, zakrztusiła się. Jakaś kotłowanina, tuż koło niej. Kaszląc, przycisnęła 361 się do burty. Nie miała świadomości tego, co się obok niej dzieje. Czuła tylko miotające się dziko ciała i kołysanie łodzi na sztormowej fali. Latham zaczął się oddalać. Odciągał go krawat zamotany na szyi. Kelsey widziała wytrzeszczone oczy mężczyzny, gdy cofał się w kierunku zejściówki. Doczołgała się do krawędzi koi i wstała, przytrzymując się burty. Wtedy zobaczyła Dane'a. To Dane zaatakował Lathama. Nadal walczyli, lecz teraz Dane trzymał końce krawata. Odciągał przeciwnika od niej, ten zaś próbował włożyć palce pomiędzy szyję a duszący go krawat, rozluźnić go. Musiało mu się udać, gdyż nagle rzucił się do schodków. Dane za nim. Kelsey ruszyła chwiejnie, powoli wydostała się na pokład. Byli tam. Dane znów dławił krawatem szyję Lathama. Wtedy uderzyła ogromna fala, obaj zatoczyli się i wypadli za burtę. Krzyk Kelsey zagłuszył potężny grzmot, który rozległ się niemal natychmiast po tym, gdy błyskawica rozjaśniła niebo. Dopadła do burty, spojrzała na ciemną powierzchnię morza. - Dane! Huk wiatru sprawiał, że sama nie słyszała swego głosu. Spod wody wynurzyła się czyjaś głowa, wyciągnęła się ręka... Dane'a? Czy Lathama? Wychyliła się bez namysłu. Silna dłoń chwyciła ją za rękę. Kelsey pociągnęła. 362 Wyłonił się tułów. Dwie ręce chwyciły krawędź burty. Dane Whitelaw przetoczył się przez rełing. Oboje upadli na pokład. ROZDZIAŁ OSIEMNASTY Zwłoki Andy'ego Lathama morze wyrzuciło na brzeg trzy dni później. Kelsey przeleżała w szpitalu dobę. Przyjaciele znów spotkali się w ,,Sea Shanty", tym razem jednak z okazji jej szczęśliwego ocalenia.

Posted in: Bez kategorii Tagged: makijaż japonka, fffffffffff, film z alicja bachleda curus,

Najczęściej czytane:

bezdennej rozpaczy

Były dni, kiedy nienawidziła Diaza serdecznie, z całego serca. Tak bardzo, że nie chciała nawet na niego patrzeć. Trzęsła nią wściekłość i furia. To, że oboje pragnęli dla Justina tego samego, nie ... [Read more...]

dezwał się mężczyzna ubrany w skórzaną ...

105 kurtkę i dżinsy. Chociaż nie miał na sobie munduru, Willie mu nie ufał. To był ten sam człowiek, który przyszedł do nich do domu i wypytywał o pożar. Willie widział zza stajni, jak wysiadał z samochodu w świetle reflektorów. Mężczyzna uśmiechnął się do niego, wkładając gumę do ust. Nie, nie można mu ufać. Był z nim kościsty facet z czarnymi oczami i długimi włosami, który już Williego odwiedził i udawał, że jest jego przyjacielem. - Słyszałem, że dowaliłeś Marty’emu Fiskusowi? - odezwał się pierwszy mężczyzna. Willie zmieszał się. Nie odpowiedział. Nie kłam. Nie kłam. Zostaniesz tutaj, jeśli skłamiesz. - Marty Fiskus to dupek - rzucił więzień z tatuażami i posklejanymi włosami z sąsiedniej celi. - Nie wtrącaj się, Ben - ostrzegł go kościsty facet. Ben stoczył się z brudnej pryczy. Willie instynktownie skulił się. Nie lubił się bić, ale czasem, kiedy za długo zabawił u Burleya, wdawał się w bójki. Ben stanął przy kratach, oddzielających jego celę od celi Williego. - Chcę się widzieć z moim adwokatem. - Tak, jasne. A ja chcę się widzieć z papieżem, a na to się nie zanosi. - Mam prawo, Wilson. - Nie za wielkie, Ben. - Kiedy stąd wyjdę... - Jeżeli, Ben. Jeżeli. - Do diabła, wezwij mojego adwokata. - Twarz Bena nagle poczerwieniała, a usta wykrzywiły się w grymasie. - Uspokój się. Już do niego zadzwoniliśmy. Nie może się doczekać, żeby znowu się z tobą zobaczyć. Chodzi o jakiś niezapłacony rachunek. Wcale mu się nie dziwię. - Mężczyzna z powrotem zwrócił się do Williego. - Przepraszam. Nazywam się Wilson. Pamiętasz mnie? A to jest mój współpracownik, Gonzales. Byliśmy u was w domu dzień po pożarze. - Powiedziałem, że chcę zadzwonić. - Ben nie dawał za wygraną. - Jesteście świnie i nie macie prawa mnie tutaj trzymać. Kiedy skontaktuję się z moim adwokatem, pożałujecie, że wsadziliście mnie do pierdla. - Możesz mi wierzyć, że już żałujemy. - Gnój! Wilson westchnął. - Ben, czy tak się rozmawia z urzędnikiem państwowym? - Sięgnął do kieszeni i wyciągnął paczkę gum. Powoli rozwinął jedną z papierka i dodał: - Lepiej uważaj, bo mogę się obrazić. - Wal się, Wilson. - Chodź, Willie, pójdziemy gdzieś, gdzie nie będziemy musieli słuchać tych zniewag. - W zamku zadźwięczały klucze i drzwi otworzyły się szeroko. Willie poczuł, że metalowe pasy, które ściskały jego klatkę piersiową nieco się rozluźniły. Wreszcie mógł oddychać. Ale nie przestał być czujny. Rex go ostrzegał. Nie kłam. Nie kłam. Mężczyzna, który przedstawił się jako Wilson, zaprowadził go do pokoju bez okien. Znajdowały się w nim jedynie krzesła i stół z ciemnego drewna, na którym leżała teczka z dokumentami. Willie zaczął się pocić i denerwować. To nie wróżyło nic dobrego. Myślał, że stąd wyjdzie. Gdzie jest Rex? - Usiądź. - Mężczyzna wskazał mu ręką metalowe krzesło. - I opowiedz mi wszystko, co o tym wiesz. - Rzucił portfel na stół. Willie odwrócił wzrok. Nie chciał patrzeć na spaloną skórę. Przypominała mu o pożarze. O obu. Oblizał wargi. - Byłeś w tartaku tamtej nocy? Willie zagryzł wargę. - Nie kłam. - Wiesz, do kogo to należy? - Wilson przysunął portfel bliżej. Willie się cofnął. Dudniło mu w głowie. - Nie jest twój, prawda? Nie kłam. - Skąd go wziąłeś? Znalazłeś go? Zabrałeś komuś, czy... - Nie ukradłem go! Nie ukradłem! - wrzasnął gwałtownie. Ostre łysy twarzy Wilsona złagodniały. Uśmiechnął się. - Wierzę ci, Willie. Więc skąd go masz? - Wszystkie pieniądze są w środku! Ja nic nie zabrałem! - Willie kichnął i wytarł nos grzbietem dłoni. Trzęsły mu się ręce. - Nikt nie twierdzi, że zabrałeś, chłopcze. Ale portfel nie jest twój, prawda? Zmarszczył czoło. Był tak przerażony, że chciało mu się płakać. Potrząsnął przecząco głową. - Nie. - Więc pytam tylko, czy wiesz, do kogo należy. Willie chciał coś powiedzieć, ale mu się nie udało. Pot ciekł mu po twarzy. Było gorąco. Ciasno. Wilson mu nie wierzy. Wsadzi go z powrotem do więzienia. Na długo. Serce Williego łomotało jak oszalałe. Oddychał nierówno. - Nie może oddychać - ostrzegł Gonzales. - Uspokój się, Willie. - Wilson otworzył teczkę. 106 ... [Read more...]

Musnął palcami krzywiznę jej piersi, robiąc kółka wokół obu

sutków. Jego twarz była poważna. - Nigdy nie kochałem się bez prezerwatywy - Nigdy? ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 centrum.radom.pl

WordPress Theme by ThemeTaste